W Polsce dominuje podejście, zgodnie z którym doskonalenie techniki jazdy powinno koncentrować się na doskonaleniu manualnych umiejętności za kierownicą: skręcania, hamowania, manewrów awaryjnych, umiejętności panowania nad samochodem w poślizgu. Zupełnie się z tym nie zgadzam.
Podejście to ma swoje korzenie w czasach Sobiesława Zasady i jego "Szybkości Bezpiecznej". To świetna książka, którą sam czytałem kilka razy i z przyjemnością, a samego P. Sobiesława podziwiam i prawie co roku oglądam, kiedy po raz kolejny wygrywa Rajd Żubrów. Zapoczątkowany przez Zasadę tryb myślenia można streścić tak, że podstawą bezpiecznej jazdy jest wybranie takiej prędkości, przy której jesteśmy wciąż w stanie fizycznie zapanować nad samochodem: pokonać zakręt, nie wpaść w poślizg, wybronić z niebezpiecznej sytuacji. Zalecenia te powstawały w latach 70. - w czasie, gdy na drogach pojazdów było kilkadziesiąt razy mniej, niż obecnie i nie obowiązywały ograniczenia prędkości. W związku z tym głównymi niebezpieczeństwami, z którymi mógł zmierzyć się kierowca, był on sam, jego własny brak umiejętności i trudny w prowadzeniu samochód.
Obecne realia ruchu są zupełnie inne. Na drogach porusza się 40 razy więcej pojazdów, a same auta są dużo doskonalsze i łatwiejsze w prowadzeniu; wiele posiada już elektroniczne systemy wspomagające kierowcę. Co to oznacza dla kierowcy? Po pierwsze, głównym zagrożeniem dla niego stali się inni użytkownicy drogi. Po drugie, ze względu na gęstość ruchu rozwijane prędkości są zwykle mniejsze od tych sprzed czterdziestu lat. Po trzecie, choć prawa fizyki nie zmieniły się, to w coraz większej liczby sytuacji awaryjnych samochód jest w stanie nas wspomóc. Tracą więc na znaczeniu reguły prowadzenia samochodu związane z zachowaniem stabilności auta, a nieporównanie ważniejsze stają się zasady związane z obserwacją, analizowaniem i przewidywaniem zmian sytuacji na drodze. Celem stało się - zawsze zachować margines bezpieczeństwa na błędy popełniane przez innych.
Drugą wadą szkolenia stawiającego na fizyczne panowanie nad pojazdem jest to, że ze względu na bezpieczeństwo i koszty jest ono zwykle krótkie i odbywa się przy stosunkowo małych prędkościach. Nawet na specjalnym obiekcie szkoleniowym czy torze wyścigowym podczas takich szkoleń praktycznie nie przekracza się 80 km/h, a np. ćwiczenia związane z poślizgiem samochodu zwykle odbywają się przy 50-60 km/h. Kto próbował, ten wie, że nawet legalne 90 km/h to podczas poślizgu zupełnie inna bajka. Kierowców, którzy przy tej prędkości naprawdę umieją zapanować nad ślizgającym się samochodem jest w Polsce co najwyżej kilkanaście tysięcy, i są to prawie wyłącznie obecni lub byli zawodnicy oraz osoby, które przeszły szkolenie w służbach specjalnych.
Jaki z tego wniosek? Są dwa. Po pierwsze, w praktyce najlepszy sposób na wyprowadzenie auta z poślizgu to umieć nie dopuścić do poślizgu. Po drugie, w szkoleniu należy kłaść nacisk nie na umiejętności manualne, ale na zdolność obserwacji, przewidywania i kształtowania swojej jazdy tak, aby nigdy nie znaleźć się w sytuacji niebezpiecznej.
Kwestie takie jak pozycja w samochodzie, umiejętność kręcenia kierownicą, hamowania i rozumienie dynamiki samochodu są ważne, ale nie można uznawać ich za wystarczające do bezpiecznej jazdy. Do tego trzeba wykształcić zupełnie inne umiejętności. O tym będzie ten blog.
Tagi: bezpieczna jazda, przepisy ruchu drogowego, technika jazdy, doskonalenie techniki jazdy, Sobiesław Zasada, Szybkość Bezpieczna, bezpieczeństwo ruchu drogowego, BRD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę podpisywać komentarze imieniem lub nickiem - inaczej trudno prowadzić rozmowę :)